Dwa widelce
Jan Brzechwa

Szły sobie dwa widelce,
Zarozumiałe wielce.

Rzekł jeden: „Widzę woła,
Wół dwóm nam nie podoła,
Wół dla mnie nie nowina,
Bo wół - to wołowina,
To zwykła sztuka mięsa,
Co w polu się wałęsa”.

Odrzecze na to drugi:
„Znam dobrze twe zasługi,
Ja także, bez przesady,
Przebijam funt sztufady,
A ile to już razy
Kłułem wołowe zrazy,
Rumsztyki, antrykoty -
Miałem z tym dość roboty”.

Rzekł pierwszy szczerząc zęby:
„Ja do niejednej gęby
Wpychałem polędwicę,
Czym po dziś dzień się szczycę.
Wołową pieczeń stale
Przebijam na trzy cale
I jestem dosyć mądry,
By zmóc najtwardsze szpondry”.

Rzekł drugi: „Dość złorzeczeń,
Wiadomo już, raz pieczeń,
Raz befsztyk, raz sztufada -
To świetnie nam się składa,
Bo z faktów tych wynika,
Że bijąc przeciwnika
Kawałek za kawałkiem,
Pobiliśmy go całkiem!”

A wół kopnięciem nogi
Zrzucił widelce z drogi
I wobec późnej pory
Spać poszedł do obory.