Atrament i kreda
Jan Brzechwa

Wzdychała kreda: „Wciąż jestem biała,
Nie chcę być biała!…” No i - sczerniała.

Jęczał atrament: „O, losie marny,
Wciąż jestem czarny, kompletnie czarny,
Jak gdyby we mnie kto smołę przelał.
Nie chcę być czarny! Dość już!” I zbielał.

W szkole straszliwy zrobił się zamęt:
Ładna historia! Biały atrament!

Któż go na białym dojrzy papierze?
Nikną litery i kleksy świeże,
Nie zda się na nic wypracowanie,
Gdy z liter nawet ślad nie zostanie.

Zbladł nauczyciel i bladolicy
Przez chwilę z kredą stał przy tablicy,
Lecz nic napisać na niej się nie da:
Czarna tablica i czarna kreda!

Jak tu rozwiązać można zadanie,
Gdy cyfr odróżnić nikt nie jest w stanie.

Rzekł nauczyciel zakłopotany:
„Dziwne to, bardzo dziwne przemiany!
Kreda jest czarna, atrament biały…
Wiemy, kto robi takie kawały!”

Mówiąc to palec przytknął do czoła,
Groźnym spojrzeniem powiódł dokoła
I mnie, choć ja się winnym nie czuję,
Ze sprawowania postawił dwóję.